Kiedy myślimy o superautach, do głowy przychodzą nam przede wszystkim Włochy, Niemcy czy Wielka Brytania. Ferrari, Lamborghini, McLaren, Porsche – to marki, które od dekad dominują w świecie motoryzacyjnych marzeń. Mało kto jednak spodziewałby się, że także w Polsce pojawi się próba stworzenia własnego supersamochodu. Tak narodziła się Arrinera Hussarya – projekt, który miał być dowodem na to, że Polacy potrafią konstruować auta zdolne rywalizować z najlepszymi.
Początki projektu
Historia Arrinery zaczęła się na początku drugiej dekady XXI wieku. Pierwsze szkice i prototypy pojawiły się w 2011 roku. W tamtym czasie motoryzacyjna Polska żyła głównie importem używanych aut z Niemiec, dlatego wizja zbudowania własnego superauta wydawała się czymś wręcz nieprawdopodobnym.
Samochód otrzymał nazwę „Hussarya”, inspirowaną polską husarią – legendarną formacją kawalerii, która przez stulecia budziła respekt w całej Europie. Miało to symbolizować połączenie elegancji i siły, a zarazem nawiązywać do narodowych tradycji.
Technologia i osiągi
Arrinera Hussarya nie powstawała w oderwaniu od rzeczywistości. Inżynierowie sięgnęli po sprawdzoną bazę – serce auta stanowił amerykański silnik V8 pochodzący od General Motors. Najpierw była to jednostka LS3 o pojemności 6,2 litra, a później planowano mocniejszą wersję LS7 o pojemności 7 litrów, generującą około 500 koni mechanicznych.
Samochód miał rozpędzać się do 340 km/h, a sprint do setki zajmował mu niewiele ponad 3 sekundy. Zawieszenie typu pushrod, lekkie nadwozie z włókna węglowego i aerodynamiczna sylwetka sprawiały, że parametry wyglądały naprawdę obiecująco.
Debiut i pierwsze sukcesy
Wersja torowa – Hussarya GT – została zaprezentowana w 2016 roku w Birmingham na prestiżowych targach Autosport International. Niedługo później Arrinera stała się pierwszym polskim samochodem, który pojawił się na słynnym Goodwood Festival of Speed w Wielkiej Brytanii. Sam udział w tej imprezie był ogromnym wyróżnieniem – obok Ferrari, McLarenów czy Porsche pojawiło się auto z Polski.
Na torze Hussarya prezentowała się zaskakująco dobrze, a jej głośne V8 przyciągało tłumy widzów.
Ambitne plany
Producent zapowiadał stworzenie krótkiej serii limitowanej – Hussarya 33, czyli trzydziestu trzech egzemplarzy, które miały być sprzedawane kolekcjonerom z całego świata. Samochód był kierowany do osób poszukujących czegoś unikalnego, wyróżniającego się na tle Ferrari czy Lamborghini.
Były plany homologacji drogowej, a także dalszego rozwoju wersji torowej. W wywiadach podkreślano, że to dopiero początek drogi – polska marka miała ambicje, by stać się rozpoznawalnym graczem na rynku niszowych superaut.
Zderzenie z rzeczywistością
Niestety, rynek superaut jest bezlitosny. Koszty rozwoju, homologacji, produkcji i marketingu są gigantyczne. Nawet dużo większe firmy z tradycjami często mają problem, by utrzymać się na powierzchni. Arrinera, mimo ogromnych starań, nie zdołała rozpocząć seryjnej produkcji.
Po kilku latach działalności projekt zaczął powoli gasnąć. Strona internetowa firmy zniknęła, a informacje o nowych inwestorach i planach przestały się pojawiać. Hussarya stała się raczej ciekawostką i symbolem ambicji, niż realnym graczem na rynku motoryzacyjnym.
Symbol marzeń
Czy to oznacza, że Arrinera Hussarya była porażką? Niekoniecznie. To auto, które pokazało, że w Polsce można myśleć ambitnie i tworzyć projekty na światowym poziomie. Było inspiracją dla wielu młodych inżynierów i fanów motoryzacji.
Dziś Hussarya jest symbolem niespełnionych marzeń, ale jednocześnie dowodem odwagi – bo stworzyć supersamochód w kraju, gdzie motoryzacja ogranicza się głównie do montowni i produkcji części, to naprawdę odważny krok.
Podsumowanie
Arrinera Hussarya nie stała się polskim Ferrari. Nie weszła do masowej produkcji, nie zdobyła rynków zagranicznych. Ale na zawsze zapisała się w historii naszej motoryzacji jako pierwszy poważny projekt superauta, które faktycznie powstało i jeździło po torach.
Być może kiedyś, w erze elektryków, znajdzie się kolejna polska firma, która spróbuje podjąć rękawicę. Hussarya była pionierem – i choć jej historia skończyła się przedwcześnie, to nadal pozostaje ważnym symbolem polskich ambicji w świecie wielkiej motoryzacji.