Unia Europejska coraz mocniej stawia na niezależność gospodarczą i bezpieczeństwo łańcuchów dostaw. Po doświadczeniach pandemii i zawirowań geopolitycznych, szczególnie związanych z dostępnością półprzewodników czy baterii, coraz głośniej mówi się o konieczności ograniczenia zależności od importu spoza Europy. Jednym z najnowszych pomysłów jest wprowadzenie minimalnej zawartości europejskich komponentów w samochodach sprzedawanych na rynku UE.
Dlaczego taki pomysł się pojawił?
Obecnie ogromna część kluczowych podzespołów – od elektroniki, przez baterie, po elementy układów napędowych – produkowana jest w Azji, głównie w Chinach i Korei. O ile montaż końcowy wielu modeli odbywa się w Europie, to same części trafiają tu z innych kontynentów. To sprawia, że producenci są narażeni na:
opóźnienia w dostawach (np. kryzys półprzewodnikowy 2021–2022),
ryzyko polityczne (napięcia handlowe, wojny celne),
uzależnienie technologiczne od krajów trzecich.
UE chce zmniejszyć te zagrożenia, wspierając lokalną produkcję i innowacje.
Na czym ma polegać regulacja?
Propozycja zakłada, że w każdym nowym samochodzie sprzedawanym w UE określony procent części będzie musiał pochodzić od europejskich producentów. Dotyczyć to może m.in.:
baterii trakcyjnych,
półprzewodników i elektroniki,
systemów bezpieczeństwa,
elementów układów napędowych.
Podobne rozwiązanie funkcjonuje już w branży obronnej czy przy budowie infrastruktury energetycznej.
Co to oznacza dla producentów?
Dla europejskich koncernów (Volkswagen, Stellantis, Renault) to szansa na większe wsparcie lokalnych dostawców i dodatkowe inwestycje w regionie.
Dla marek azjatyckich (Toyota, Hyundai, chińskie GAC czy BYD) – konieczność przenoszenia części produkcji do Europy, aby spełniać wymogi.
Dla całego rynku – możliwy wzrost cen aut w krótkim okresie, ale długoterminowo lepsze zabezpieczenie ciągłości dostaw.
Jak może zyskać konsument?
Choć początkowo ceny mogą nieco wzrosnąć, w perspektywie kilku lat kierowcy mogą skorzystać:
większa dostępność części zamiennych w Europie,
stabilniejsze terminy dostaw nowych aut,
wzmocnienie rynku pracy i technologii na Starym Kontynencie.
Podsumowanie
Minimalna zawartość europejskich komponentów w autach to kolejny krok w stronę motoryzacyjnej suwerenności UE. Regulacja ma chronić rynek przed zewnętrznymi wstrząsami i wspierać rozwój nowoczesnych technologii w Europie. W praktyce oznacza to większe inwestycje w lokalne fabryki, ale też nowe wyzwania dla producentów spoza Europy.
Dla kierowców to temat, który warto obserwować – bo choć zmiany nie nastąpią z dnia na dzień, to w dłuższej perspektywie mogą wpłynąć na ceny, dostępność modeli i rozwój elektromobilności w regionie.